Więzienie otwiera oczy
Wywiad z Kamilem Miszewskim
Dzień Dobry Panu. Pierwsze pytanie będzie nietypowe, zwłaszcza jak na wywiad z naukowcem poświęcony jego badaniom. Jednak nasz wywiad jest specyficzny, i to rodzi oryginale pytania. Za co Pan siedział?
Za wypadek samochodowy.
W jakich to było latach i co Pan wtedy robił?
Wtedy byłem studentem socjologii na UMK. Samą karę odbywałem w latach 2000-2002.
Jak współwięźniowie przyjęli studenta?
Można powiedzieć, że dziwnie. Właściwie student to jest zjawisko rzadkie w kryminale. Wśród więźniów dominuje wykształcenie podstawowe. Nie do końca wiedzą, jak przyjąć studenta np. jak go sprawdzać. Pomaga mu stereotyp osoby strasznie imprezowej. Nic nie robi, tylko imprezuje i zażywa narkotyki, a to jest podobne do ich trybu życia i na tej bazie można szukać porozumienia.
Przejdźmy jednak do Pańskich obserwacji na temat subkultury więziennej. Paweł Moczydłowski w „Drugim życiu więziennym” wyróżnia w polskim więziennictwie z okresu PRL-u pięć grup skazańców: grypserów (gitów, ludzi), festów, szwajcarów, frajerów (poszkodowanych) i cweli. Czy potwierdza Pan ten podział?
Nawet na tamten czas ten podział był rzadki. W typowym więzieniu mieliśmy tylko gitów, frajerów i cweli. Tylko w niektórych mieliśmy festów i szwajcarów.
Gici sami siebie nazywali elitą więzienną. To oni ustanawiali reguły. Frajera można było bezkarnie okraść i wykorzystać do sprzątania celi, ale nie można go było wykorzystać seksualnie. Natomiast cwele to pariasi więzienni, często wykorzystywani seksualnie, będący na samym dnie hierarchii więziennej. Do tego sztywnego podziału można było dodać w niektórych więzieniach festów i szwajcarów. Feści to była subkultura przeciwstawiająca się grypsującym. Powstanie tej subkultury było sprowokowane przez administrację więzienną, która wykorzystała fakt zdegradowania przez grypsujących innych grypsujących. Ważnym elementem tej subkultury była współpraca z administracją więzienną. Natomiast szwajcarzy to byli osobnicy, którzy wywalczyli sobie pozycję neutralną w więzieniu. Jednak bycie neutralnym było bardzo trudne i rzadko spotykane. Jak się wchodziło do więzienia, to z reguły trzeba było się opowiedzieć, czy się grypsuje czy nie, i nie było szans funkcjonowania poza trójpodziałem.
Jaką rolę pełniły u tych subkultur tatuaże?
Tatuaż niegdyś nie był prywatną sprawą więźnia. Żeby zrobić sobie tatuaż, trzeba było mieć zgodę współwięźniów. Odzwierciedlał on jego rolę i pozycję w więzieniu.
Czy owe podgrupy przetrwały do dnia dzisiejszego?
Podział pozostał do dziś, jednak nie ma już dzisiaj szwajcarów, ale zajęcie pozycji neutralnej jest dużo łatwiejsze. Festów zastąpili cwaniacy. Nastąpiły podziały wśród grypsery. Pierwsza podgrupa grypserów to ci, którzy kontynuują grypserę tak jak wyglądała w więzieniu przed 1989 r. Druga grupa to ci, którzy odrzucają wszystkie normy rytualno-magiczne, a wyznają tylko zasady przedwojenne. Trzecia podgrupa to młodociani, którzy nie pamiętają, o co chodziło w grypserze, ale bardzo by chcieli ją kontynuować. Polityczna poprawność pojawiła się również w więzieniach. Na dawnych frajerów mówi się niegrypsujący. Cweli izoluje się od reszty więźniów. Stare zasady zanikają, a nowe jeszcze nie powstały i więźniowie nie wiedzą, jak mają się zachowywać.
Kiedyś doszedłem do wniosku, że podział wewnątrz więzienny jest podobny do społeczności szkolnej, a przynajmniej do tej z mojego gimnazjum. Byli popularni chuligani, którzy pastwili się nad słabszymi, czyli grypserzy; lizusy, często niemniej brutalne, czyli feści; nie biorący zbytnio udziału w życiu szkolnym outsiderzy, którzy byli nielubiani, lecz nie byli też prześladowani (byłem osobiście członkiem tej grupy) czyli szwajcarzy; osoby próbujące przedostać się do popularnych lub lizusów czyli frajerzy; i popychadła nad którymi się znęcaliśmy czyli cwele. Czy takie porównania mają zdaniem Pana sens?
Powiem Panu, że nawet bardzo. Widać duże podobieństwa, aż zdziwiony jestem. Jak wyszedłem z więzienia, to dopiero otworzyły mi się oczy na pewne zjawiska, o których myślimy, że występują tylko w wiezieniu, a naprawdę występują również na wolności.
Czy oglądał Pan film „Symetria”? Czy zgadza się Pan z wizją więzienia przedstawioną w tym filmie?
Dla niewprawionego widza ten film jest po prostu niebezpieczny. Przeplata wątki bardzo autentyczne i prawdziwe, które na pewno w więzieniu mogłyby zaistnieć, z takimi które na pewno nie mogłyby mieć dzisiaj miejsca. Jak na przykład umieszczenie pedofila w celi sztywnych dla grypsujących. Na zajęciach o subkulturze więziennej wyświetlam ten film na sam koniec kursu i proszę studentów o samodzielne wyłapywanie prawd i przekłamań. Traktowanie tego filmu jako instruktażowego na temat grypsery jest nieporozumieniem.
W więzieniu zdobył Pan wiedzę, która teraz pomaga Panu w pracy naukowej. Czy kara izolacji przyniosła Panu jakieś inne korzyści?
Paradoksalnie więzienie spowodowało, że musiałem szybko dojrzeć, co mi się nie udawało na wolności. Wiezienie otwiera oczy na wiele rzeczy. Jest społeczeństwem w pigułce. Dopiero po wyjściu zorientowałem się, jak wiele spraw na wolności wygląda tak samo jak w więzieniu.
Dziękuję Panu za ciekawy wywiad i życzę powodzenia w pracy naukowej.
Ja też dziękuję.
Wywiad przeprowadził Marek Adam Grabowski
Kamil Miszewski jest socjologiem, absolwentem UMK w Toruniu. Obecnie pisze pracę doktorską poświęconą więźniom długoterminowym. Wykłada przedmioty związane z resocjalizacją na Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie.