Magiczne szkiełka
-Kurdę, to już tutaj!- powiedział Bidon i zdjął swój szalik Polonii.
-O co ci chodzi?- spytałem.
-Jak to, o co.- odparł- Przeszliśmy z Muranowa do Śródmieścia Północnego. Tu muszę się ukrywać.
-A no tak - już sobie wszystko uświadomiłem i przypomniałem- Tylko wciąż nie rozumiem, po co ci ten szalik, skoro możesz go nosić tylko na Muranowie, Starówce i Żoliborzu?
-No, nie do końca- tłumaczył się - mogę go nosić również w Krakowie. A Legia tam wstępu nie ma.
Potem na chwilę zamilkliśmy. Jakoś nie było o czym rozmawiać.
Doszliśmy do tramwaju. Nasz numer właśnie przyjechał. Szybko dojechaliśmy do Wisły. Woda była w niej szara i mętna. Przy moście leciała wrona. Nie wiem, dokąd zmierzała. Potem dojechaliśmy na Pragę. Z początku tego nie widać, ale z czasem robi się tam bardzo smutno. Ta część Warszawy bynajmniej nie przypomina Śródmieścia. Są tam głównie popękane i niepomalowane kamienice. To kraina brudu i biedy. W części tych domów nawet nie ma kibli. Mieszkańcy muszą srać w sławojkach. Przykro o tym myśleć.
Wysiedliśmy przy Bazarze Różyckiego. Właśnie to miejsce było celem naszej podróży.
-Myślisz, że jesteśmy w porę?- spytał mnie Bidon.
-No jasne -odparłem- Właśnie o tej godzinie powinniśmy być.
Na chwilę zamilkłem, po czym powiedziałem:
-Chodź, nie możemy czekać.
Ruszyliśmy na bazar. Jest on chyba jednym z najciekawszych miejsc w Warszawie. Na straganach i w budkach można tam kupić różne rzeczy. Jedzenie jest tam do dupy, ubrania również. Ale już komórki są zajebiste. Świeżo kradzione. Oczywiście nie namawiam do paserstwa. Ale znacie już adres.
W latach 90-tych można tam było kupić pirackie filmy i muzykę, a później i gry komputerowe. Ale teraz internet to wyparł.
Kręci się tam mnóstwo ludzi. Stare baby w kożuchach i w kaloszach, dresiarze i dresiarki, panowie, od których cuchnie wódką i Rumuni, ale również takie szaraczki. Mijaliśmy ich wszystkich, idąc do jednego miejsca.
-Gdzie jest nasz Czeczen?- irytował się Bidon.
-Bądź cierpliwy. Zaraz do niego dojdziemy.
-A tak przy okazji wytłumacz mi Piotrek, czy Czeczeni to Arabowie czy Ruscy?- musiał wyskoczyć ze swoim debilnym pytaniem.
-Powiem ci to w odpowiednim czasie – zmyłem go.
W końcu pojawiła się nasza budka.
-To tutaj – powiedziałem.
Weszliśmy do środka. Było tam ciemno. Ledwo więc można było dojrzeć wiszący na ścianie plakat Kadyrowa. Nasz sprzedawca siedział przy stole. Typowy, wręcz stereotypowy człowiek z Kaukazu. Ostre rysy, skóra nieco ciemniejsza niż u Polaka i gęsta broda.
-Pokój z wami – przywitał się.
-I z tobą.- Odpowiedziałem mu.
-Sie ma! – Dodał Bidon.
-Przyszliśmy po to, na co się umówiliśmy – powiedziałem z cicha.
-Powoli -odparł Czeczen, po czym wstał i zamknął drzwi.
-To moje tajne produkty. Tylko dla wybranych klientów.
-Ale my chyba mieścimy się w tej grupie – powiedziawszy to, Bidon zmarszczył brwi.
-Najpierw pokażcie forsę.
Wyjęliśmy naszą gotówkę. Sprzedawca widząc to, uśmiechnął się i wyjął na stół dwie pary okularów.
Spojrzeliśmy na nie. Bidon wypiął przy tym dupsko i powiedział:
-To są te magiczne szkiełka?
-Oczywiście – odpowiedział Czeczen – Dzięki nim ujrzycie prawdziwą naturę ludzi. Prawda jest taka, że każdy człowiek ma w sobie ukryte jakieś zwierze. Patrząc w tych okularach, widzimy to zwierze zamiast jego. To klucz do prawdy. Teraz są wasze.
Po tych słowach uśmiechnął się chytrze. Mimo całego mroku ten uśmiech był bardzo wyraźny.
Nie zostało nam nic innego, jak tylko założyć naszą nową własność.
Oczywiście pierwszą osobą, na którą spojrzeliśmy był sprzedawca. Przybrał postać wilka. Nawet to było straszne.
Szybko opuściliśmy budkę. Teraz czekał nas niesamowity spacer po bazarze i przyglądanie się ludziom, a właściwie zwierzętom.
Oj, czego tam nie się spotkaliśmy. Były tam psy, misie, krowy, kozy, hieny, pandy, koty, lisy, hipopotamy i wspomniane już wilki. Pojawił się nawet jeden bizon.
Jednak w pewnym momencie postanowiliśmy i spojrzeć na siebie nawzajem. Tak twarzą w twarz. A potem powiedzieć sobie, co zobaczyliśmy.
-Kurwa! – Krzyknął Bidon.
-Kurwa! -Krzyknąłem też ja.
Oczywiście nie zdradzę wam, co zobaczyłem. Tym bardziej nie zdradzę tego, co mi Bidon powiedział.
Marek Adam Grabowski
Warszawa 2018