Zapisać marzenia
Blog literacki Marka Adama Grabowskiego

Ludzie z Centralnego

To opowiadanie dedykuję Jerzemu Gółkowskiemu

Jest ich iluś. Dokładnie nie wiem ilu. Nigdy nie próbowałem policzyć. Z resztą nie wszystkich kojarzę. Paru poznałem w miarę dobrze. Kilku znam przelotnie, a o innych wiem tylko ze słyszenia. Ci ostatni mogą nawet nie istnieć, lecz być jedynie legendą miejską. Takich plotek w Śródmieściu nie brakuje.

Marek Grabowski
Marek Grabowski

Są biedni i brudni. Ten brud to niemal ich cały majątek. Tego przynajmniej nikt im nigdy nie odbierze.

Czy są bezdomnymi? Nie, mają przecież swój dom. Jest nim Dworzec Centralny w Śródmieściu Warszawy. Tam śpią, tam piją i jedzą, tam też srają i szczają. Czasami nawet tam umierają. Właściwie robią tam wszystko, co robi się w domu.

Skąd ich znam? No cóż czasami, jak tam przechodzę, to któryś mnie zagadnie. Niekiedy to nawet ja sam ich zagaduję. Bywa, że im daję pieniądze a bywa, że odmawiam. To w zależności od humoru. Oczywiście nie ja jeden. Moi kumple również ich znają. Bidon to nawet kilka razy się z nimi upił. On chla z każdym.

Teraz pragnąłbym opisać ich indywidualnie. Zacznę od Stasia. Staś miał długie życie studenckie. Najpierw studiował polonistykę, ale mu tam nie wyszło. Poszedł więc na anglistykę, ale tam też mu nie wyszło. Mając już dość tych wszystkich filologii udał się na historię sztuki. Czy wyszło mu? Nie wyszło! Studiował jeszcze ze dwa, może trzy kierunki, które mu nie wyszły. W końcu zamieszkał na Centralnym i to mu jedynie wyszło.

Brak magistra powoduje jednak u niego kompleksy. Zwłaszcza, że w jego środowisku to rzadkość. Dla porównania, taki Jasio to ma dwa fakultety – z historii i z filozofii. Jednak, też ma niespełnione ambicje, gdyż z tej filozofii to liczył na doktorat. Ponoć nawet znalazł promotora. Ten wręcz obiecał mu miejsce na uczelni. Temat miał oryginalny, bo pisał o szamanizmie afrykańskim. Jednak pech chciał, że na głowę profesora spadła doniczka, a na chodnik spadł mózg profesora. A jak to bywa przy oryginalnych tematach, nowego promotora nie znalazł. Mówili mu : „Możesz się doktoryzować z Marksa bądź ze św. Tomasza, ale nie z szamanizmu. To g… nie filozofia.” Był tak wściekły, że nie może zostać na uczelni, że postanowił nie podjąć żadnej innej pracy. Widzimy, gdzie go to zaprowadziło. Ponoć, nawet mieszkając na dworcu, ten doktorat ukończył i trzyma przy sobie.

Właściwie, to na Centralnym filozofów jest chyba najwięcej. Są np. „Długopis” i „Kałuża” (nie wiem, jak się naprawdę nazywają). Pierwszy to Wolterianin, a drugi stronnik świętego Augustyna. Przy takim połączeniu musi dochodzić między nimi do spięć. Z reguły są to debaty bardzo kulturalne, ale zdarzają się wyjątki. Już kilkakrotnie zdarzyło się, że jeden z nich jebnął drugiego tulipanem.

W przejściu podziemnym, na gitarze grywa Czesio. Jego repertuar to głównie warszawski folk, ale nie tylko. Można u niego usłyszeć różnie rytmy np. rocka. Gra i śpiewa dobrze; i nic w tym dziwnego, gdyż z wyróżnieniem ukończył akademię muzyczną.

Innego typu artystą jest Hubert. To malarz, tworzący w stylu impresjonistycznym. Ma długie, siwe włosy i dobrze się z nimi komponującą brodę. Na ASP wszyscy go chwalili i twierdzili, że jeśli tylko będzie miał znajomości, to każda galeria przyjmie jego dzieła. A że ich nie ma, musi sprzedawać w podziemiu. Ceny są niskie. Najsłabsze obrazy idą za jedno piwko, lepsze za wódeczkę.

Nieraz przy wyjściu można spotkać Antka, który prosi ludzi o trochę pieniędzy. Jest bardzo chudy i zawsze chodzi w tym samym szarym dresie. Lubi mówić: „kurwa”. Ponoć maksimum, bez tego słowa, wytrzyma kwadrans. Nawet jak śpi to je powtarza. To zamiłowanie do łaciny jest u niego oczywiste; wszak to filolog klasyczny.

Zapewne zastanawiacie się, czy są tam jakieś ścisłe umysły. Oczywiście, że są. Humaniści nie mają monopolu na nieudacznictwo. Jest tam chociażby taki jeden matematyk; ma nawet ksywkę matematyczną – „Ułamek”. Stary facet. Nie mógł uczyć w szkole, gdyż ma potężną wadę wymowy, a o inny zawód,z jego wykształceniem, trudno. Umie dzielić biliony przez tryliony, lecz zarabiać już nie. Jego pasją są warcaby. Ma stałego sparingpartnera Roberta. Grają we wszelkie warianty warcabów: polskie, francuskie, amerykańskie etc. Robert jest archeologiem. Zawsze interesowało go to, co jest pod ziemią i spotkało go szczęście, że pod ziemia zamieszkał. Na Centralny przeprowadził się z kanałów.

Pisząc o nich, nie sposób pominąć Witka. To grubasek (ma duże kości), który jest zawsze pijany. Z tym alkoholem, to on jest zaznajomiony od dawna. Chciał napisać doktorat na kulturoznawstwie z roli alkoholu w kulturze warszawskiej. Wprawdzie nie była to praca z nauk społecznych, lecz z humanistycznych; mimo tego, postanowił zrobić badania w terenie. Podczas robienia wywiadów tak się wczuł w temat i środowisko, że aż tam pozostał. Doktorat natomiast poszedł w pizdu.

Najniższym z nich jest Jarek. Jest bardzo niski, gdyż jest karzełkiem. Jest też łysy, ale to nie ma z karzełkowatością nic wspólnego. Tak mi się przynajmniej wydaje. Jest fizykiem i uwielbia najróżniejsze obliczenia. Bada przykładowo natężenie , które wydają przyjeżdżające pociągi. Na co mu to? Ja nie wiem.

Na koniec wspomnę o „Sulejmanie” (to chyba pseudonim a nie prawdziwe imię, chociaż kto tam wie?). Sprzedaje on w tych podziemiach książki. Jego nieoficjalny antykwariat,ma szeroką gamę tematów. Mówi, że to dawne książki jego i kolegów z Centralnego. Krążą jednak plotki, że kilka z nich ukradł. Studiował astronomię i dlatego lubi nocą wychodzić na powierzchnię. Patrzy wówczas na gwiazdy.

Jest ich jeszcze wielu. Wszystkich nie będę przecież opisywał. Brakuje miejsca i czasu.

I tak żyją sobie na dworcu. Jedni z nich są szczęśliwi, inni smutni. Rozmawiają o Sokratesie i Gombrowiczu. Czasem coś czytają, czasem coś piszą. Dużo myślą. Na pewno więcej, niż ci z powierzchni.

Ja też kiedyś do nich dołączę. Dokładnie nie wiem kiedy, ale wcześniej czy później to się stanie. Jak ukończę tę socjologię ,to nie będę miał żadnego wyuczonego zawodu. Natomiast za ladę nie pójdę. Oczywiście będę mógł rozpocząć nowy kierunek, ale ile można. Jestem chyba za inteligentny i za wrażliwy, żeby pozostać w mieście.

I w ten sposób wyląduje na Centralnym. Będą przychodziły matki z dziećmi i wytykały mnie palcami. Będą ostrzegały swoje pociechy.

-Tak skończysz jak będziesz za dużo czytał!

-To ciebie czeka jeśli zainteresujesz się filozofią!

-Taki jest los tych, którzy odróżniają teorią Newtona od Einsteina!

-Widzisz, ten Pan jako jedyny w klasie przeczytał wszystkie lektury!

Marek Adam Grabowski

Warszawa 2017