Kości Wielkie – odcinek świąteczny
Ksiądz proboszcz powoli przygotowywał się do pasterki. Nagle usłyszał jakiś hałas na dachu.
-A co to może być? - zaczął się zastanawiać. - Chyba nie przyleciał do mnie znów duch tego fruwającego samobójcy?
Nie zostało mu nic innego, jak wejść na dach i sprawdzić.
Noc była już ciemna; gwiazdy dawały dość małą ilość światła. Również blaski w domach obok niezbyt rozjaśniały ten cały mrok. Na dachach leżało trochę śniegu, co psuło nieco świąteczny nastrój. Kto to słyszał, żeby na Boże Narodzenie spadł śnieg? Ale zostawmy już ten opis. Ważne było co innego. Otóż, przy kominie stał grubas w czerwonej czapce i w czerwonym palcie (gdyż chyba ten strój był do palta najbardziej podobny).
-Szczęść Boże; to ty Mikołaju? - Ksiądz proboszcz przywitał się i zadał retoryczne pytanie.
Grubas odwrócił się i uśmiechnął. Mimo mroku dobrze było widać jego wielka brodę i wielki czerwony nos. Pulchna twarz była stara, ale miała w sobie też jakąś młodzieńczą energię. W sumie to wyglądał bardzo sympatycznie.
-Cho cho, to oczywiście ja! Któż mógłby być inny? Szczęść Boże, księże proboszczu! Przyleciałem dać ci zasłużony prezent! Cho cho!
Po tych słowach wyjął z worka pakuneczek.
Ksiądz rozpakował go i z uśmiechem powiedział:
-Łał , najnowsze wydanie wszystkich dział Prymasa Grzegorza Rysia ,wydane przez wydawnictwo WAM! Dziękuję serdecznie!
-Cho cho, nie ma za co. Zasłużyłeś sobie. Co roku ty jedyny otrzymujesz ode mnie prezent w tej dziurze. Cho cho!
Na chwilę zamilkł, po czym dodał:
-Cho cho, kiedyś to dawałem niegrzecznym ludziom rózgi, ale znudziło mi się to. Teraz wolę ich w ogóle nie odwiedzać. Nie tracę czasu i nerwów. Zwłaszcza tego drugiego. Jeszcze pamiętam, jak we mnie pradziadek obecnego sołtysa rzucił widłami z okrzykiem: „Kurwa, gdzie prezenty, ty pierdolony dziadzie!”. Już wystarczy mi tych wrażeń! Cho cho!
Ksiądz proboszcz uśmiechnął się lekko i skomentował:
-Dobrze zrobiłeś, te rózgi były kiedyś przez mieszkańców Kości Wielkich wykorzystywane go bicia innych ludzi. To była dla nich świetna broń i nie uważali tego za karę.
Mikołaj spojrzał na komin i powiedział:
-Cho cho, chciałem wejść przez komin, ale on jest jakiś wąski! Cho cho!
-Nie on jest wąski, tylko ty szeroki. Żresz pewnie za dużo ciastek na tym swoim biegunie. Twój brzuch jest bliższy biskupowi Głódziowi z Bobrówki, niż Biskupowi świętemu Grzegorzowi z Nazjanzu.
-Cho cho, ja ci, jako jedynej osobie na wsi, daję prezenty, a ty mi tutaj jesteś taki złośliwy! Psujesz się w tych Kościach Wielkich! Cho cho!
Proboszcz rozłożył ręce i powiedział:
-Prezenty dajesz, ale chyba zapomniałeś o magicznym napoju.
-Cho cho, jak mógłbym zapomnieć! Cho cho!
Po tych słowach wyjął dwie butelki coca – coli i od razu zaczęli z księdzem pić. Cola była słodka i nieco zimna. Smak równy nektarowi.
Rozmarzony Mikołaj rzekł:
- Cho cho, starzeje się człowiek. Kiedyś byłem dziarskim biskupem na terenie obecnej Turcji. Kawał był ze mnie chwata. Jak jebnąłem Ariusza za niekatolickie poglądy, które głosił, to aż mnie do pierdla wsadzono. Cho cho!
-No, tak, to było za Konstantyna, podczas Soboru, jeśli dobrze pamiętam. - Proboszcz wtrącił się.
-Cho cho, dokładnie, wtedy opracowaliśmy Credo! Konstantyn lubił tego heretyka. Cho cho!
-Za rządów pogan chyba też siedziałeś?
- Cho cho, tak, ale walki w rodzinie ją najgorsze. Niemniej jednak drugi pobyt w więzieniu nie był długi, a wyszedłem jako idol katolików. A potem umarłem i za swoje cnotliwe życie poszedłem do nieba. Tam poznałem Mojżesza i Jana Chrzciciela, Marka Ewangelistę, Homera, Orfeusza i wiele innych ciekawych osób. Nagle w średniowieczu ludzie zaczęli dawać sobie prezenty w moje święto. Fajny zwyczaj, tylko nie wiem, czemu kłamali, że one są ode mnie, skoro ja już byłem u Pana? Cho cho!
Na chwile spojrzał na gwiazdy, po czym mówił dalej:
-Cho cho, nie chciałem, żeby mówiono o mnie nieprawdę, więc wróciłem na ziemię. Nawet kupiłem sobie ciepły płaszcz średniowiecznego biskupa, chociaż byłem przyzwyczajony do moich greckich szat. Jednak odpuściłem sobie te mikołajki i prezenty zacząłem dawać w Boże Narodzenie. Dużo podróżowałem po świecie. Byłem w tylu miejscach. Najdłużej mieszkałem w Hiszpanii; tam jednak pomówiono mnie o posiadanie niewolników. Kompletna bzdura! Cho cho!
Po zmianie tonu głosu słychać było, że Święty Mikołaj zdenerwował się.
-Cho cho, owszem pracowali dla mnie murzyni, ale to byli wolni imigranci i dobrowolnie zatrudnieni. Do tego dobrze opłacani. Cho cho!
Mikołaj znów zrobił się miły.
-Cho cho, mieszkałem też w Laponii, ale to było dla mnie za blisko Rosji. Wprawdzie jestem jej patronem, ale rozumiesz, to niebezpieczna granica. W końcu wybrałem ten Biegun północny. Tam jest mi dobrze. Cho cho!
-No, i przestałeś ubierać się jak biskup. - Zauważył proboszcz.
-Cho cho, masz rację, tamten strój nieco drażnił protestantów. Inna sprawa, że wasi biskupi też już ubierają się inaczej. Najlepsi są biskupi Jezuici. Ci noszą krawaty. Cho cho!
Mikołaj spojrzał na pustą już butelkę po coli i rozmarzony rzekł:
zmienia się świat, ale chrześcijaństwo trwa. Cho cho!
Proboszcz złapał się za łeb i krzyknął:
-Zapomniałem o pasterce! A przecież cała wieś załatwiła sobie lewe zaświadczenie o szczepieniu na benio- wirusa.
Marek Adam Grabowski
Warszawa 2021
Ps. Drodzy czytelnicy prawie wszyscy mieszańcy wsi Kości Wielkie (wyłamała się Baba Jaga) składają wam najserdeczniejsze życzenia świąteczne.