Gremliny
Samochód przyjechał do warsztatu samochodowego i wysiadł z niego pan Jakubek. Mechanik podszedł do niego i przywitał się w możliwie najprostszy sposób:
- Dzień dobry!
- Wcale nie taki dobry! - odburknął pan Jakubek. - Samochód mi się rozjebał! Gdyby się nie rozjebał, to może byłby dobry, ale wtedy bym tutaj nie przyjechał.
I rzeczywiście, jego pojazd wyglądał jakby wracał z bitwy; karoseria podrapana, opony sflaczałe, drzwi prawie wypadające; a do tego ledwo jechał; najwidoczniej coś w silniku było uszkodzone.
- No, cóż – zaśmiał się mechanik – gdyby wszyscy byli zdrowi, to lekarze byliby bezrobotni, tak samo, gdyby samochody się nie psuły, to ja byłbym bezrobotny!
Na moment zamilkł, ale potem dodał:
- Nie dbał pan o to cacto, więc mamy efekty.
Pan Jakubek buchnął powietrzem jakby chciał powiedzieć: „Kurwa”; i zapewne to chciał naprawdę powiedzieć; jednak rzekł:
- Nie to, że nie dbałem, tylko cholerne gremliny mi go zniszczyły!
- Jakie znowu gremliny? - mechanik ni to zapytał, ni to się zaśmiał.
Pan Jakubek znowu westchnął, a potem wyjaśnił:
- To takie małe, obleśne stworki, które psują samochody. Istne skaranie boskie!
Widać było, iż jest poddenerwowany.
- I kiedy, niby one mają to robić? - mechanik wolał się dopytać.
- Nocą przyłażą, kiedy inni śpią. Wówczas wszystko rozmontują. Mają wielką wiedzę na temat samochodów i dokładnie wiedzą, co zniszczyć np. w silniku. A najciekawsze, ale i najbardziej niezwykłe jest to, że robią te okropieństwa jedynie za pomocą gołych rąk. W ogóle nie używają narzędzi! Przerażające!
- To niech pan założy jakiś alarm czy w inny sposób spróbuje się przed nimi zabezpieczyć – ironicznie powiedział mechanik.
- Oj, pan nic nie rozumie! Na nie nie ma metody! - pan Jakubek złapał się za łeb.
Uśmiech mechanika był najlepszym dowodem, iż tę całą teorię, nie wierzy.
Jednak spytał:
- A jak one właściwie wyglądają?
Pan Jakubek podrapał się po głowie, chwilę pomyślał i zaczął opisywać:
- Mają bardzo długie nosy, nieco podobne do bakłażanów, oraz spiczaste, długie i chude uszy. Ale w ogóle to całe są chude. Niektórym, wręcz można kości policzyć. Nie mają też żadnej sierści; są łyse niczym te koty...
W tym miejscu zamilkł i zaczął się zastanawiać nad nazwą łysej rasy kotów.
Widząc jego zakłopotanie, mechanik podpowiedział:
- Pewnie chodzi panu o sfinksy. Wyjątkowo ohydna rasa kotów; bardziej przypominająca szczury!
- Tak, dokładnie o sfinksy. Wyleciała mi nazwa z głowy.
Mechanik śmiał się i mówił:
- O ile w sfinksy wierzę (oczywiście w koty, a nie potwory mityczne); to w gremliny już nie.
Jednak po chwili znów spytał:
- Jakiego one są wzrostu?
- Jak mała świnka, gdy stanie na dwóch nogach – wyjaśnił pan Jakubek i ręką pokazał wysokość.
Wyglądało to nawet komicznie.
Widać jednak było, że rozmówca ma klienta za osobę niespełna rozumu.
- Fantazje pana biorą! - rozbawiony mechanik robił wrażenie nieprzekonanego.
Potem już nie działo się nic ważnego. Uzgodnili cenę, pan Jakubek zostawił auto i poszedł sobie. Gdy już go nie było, mechanik powiedział jedno słowo:
- Głupek!
Było już późno. Gremliny zakradły się do zakładu i spojrzały na czekający tam samochód pana Jakubka. Szybko otworzyły butelki z piwem; niektóre z nich zapaliły też papierosy. Zaczęła się balanga.
W słabym świetle były kiepsko widoczne; ale kto jest bystry zauważyłby, że pan Jakubek źle je opisał; wcale nie były łyse; gdyż miały trochę jasnej sierści; a ich uszy były w istocie okrągłe, jak u Urbana (właściwie to nawet jeszcze okrąglejsze).
Po niedługim czasie przyszedł tam mechanik.
Spojrzał na bawiące się gremliny i powiedział:
- A, już jesteście!
- Siemakno szefie! - powiedział jeden w okularach słonecznych. - Gdzie nasz procencik od biznesu?
- Już leci! - podał im plik banknotów. - Tylko wiecie, jest jeden problem. Musicie to robić bardziej dyskretnie. Ludzie już zaczynają się domyślać.
Marek Adam Garbowski
Warszawa 2020