Cena wyjątkowości
Była ciemna noc. Jedyne światło dostarczał będący w pełni księżyc. Grzesiek szedł przez las. Dochodził już do starego dębu. Zawsze odwiedzał to miejsce jak była pełnia. W końcu dotarł do celu.
Najwyższa pora!- zaśmiał się szyderczo.
Okrążył drzewo pierwszy raz, a jego paznokcie przemieniły się w pazury, zęby zaś w kły.
Okrążył drzewo drugi raz, a na jego ciele wyrosła sierść.
Okrążył drzewo trzeci raz, a jego twarz przybrała psi kształt; zaś z tyłu wyrósł ogon.
Okrążył drzewo czwarty raz, i stanął na czterech łapach. Był już wilkiem, a właściwie wilkołakiem.
Głośno zawył do księżyca, po czym powiedział już ludzkim głosem:
-Pora na żer!
Ruszył przed siebie. Jednak nie uszedł za daleko, po chwili poczuł ból w tylnych nogach. Potem coś nim machnęło i zawisł do góry nogami. Teraz zrozumiał, że wpadł w pułapkę. Zaczął się miotać i wierzgać, ale nie było sposobu, ażeby się wyswobodzić. Ryczał wściekle, ale to też nic nie dało.
Nagle ujrzał wśród drzew jakiś kształt, jakby osobę. Było jednak tak ciemno, że nie mógł mu się dokładnie przyjrzeć. Kształt zaczął powoli zbliżać się w jego kierunku. Gdy znalazł się bliżej, można było już mieć pewność, że to człowiek. Osoba ta szła bardzo powolnym krokiem; można by wręcz rzec skradała się. Ubrana była na czarno. Nie można było dostrzec jej twarzy, gdyż miała na głowie kaptur.
Grzesiek był tym wszystkim przerażony. Dotychczas jako wilk czuł się pewnie. Był zdobywcą, teraz zaś stał się ofiarą. Najgorsze jednak było to, iż nie wiedział, kto jest oprawcą.
-Kurwa, czego ode mnie chcesz pojebie!- krzyknął jakby, liczył na odpowiedź.
Nieznajomy szedł dalej.
-Kim do chuja jesteś!- wydarł się jeszcze głośniej.
Postać była coraz bliżej. Mógł już stwierdzić, że była ubrana w czarne (chyba ekologiczne) futro i kozaki na płaskiej podeszwie. Była to ewidentnie kobieta. Potwierdzał to nawet zapach zmysłowych perfum.
Grześka już nawet rozbolała głowa od tego wiszenia do góry nogami. Jednak najważniejszym było dla niego poznanie tożsamości agresora.
Tajemnicza kobieta stanęła w miejscu i zaczęła mu się przeglądać spod kaptura.
Chciał znowu coś do niej krzyknąć, ale nie był w stanie.
Jak długo to trwało? Zapewne kilka chwil, jednak wilk czuł, że to cała wieczność.
W końcu jednak zsunęła kaptur. Mimo mroku Grzesiek widział twarz bardzo wyraźnie. Wielkie, błękitne oczy; delikatne, brzoskwiniowe policzki; duże, różowe usta; faliste, blond włosy.
-Karolina, córka sołtysa? To ty lachociągu? -oznajmił, udając pytanie.
-Czemu mnie tak wyzywasz, skoro wiesz, że jestem nieskalana? – odparła spokojnie.
-Kurwa, wypuść mnie!- wydarł się, najwidoczniej nie chcąc kontynuować dialogu.
Był wściekły i przerażony. Natomiast twarz Karoliny wyglądała złowrogo w świetle księżyca.
-Po co, żebyś mnie zjadł? Już więcej nie będziesz zabijał.
Grzesiek nie dał za wygraną.
-Znalazła się święta! Przecież wszyscy wiedzą, że jak ktoś węszy wokół twojego ojca, to go trujesz!
-Przynajmniej ich potem nie zjadam.
Złośliwy uśmiech był najlepszym potwierdzeniem, że ta riposta była tylko sarkazmem.
-Na wsi jest tylu złoczyńców. Dlaczego uwzięłaś się właśnie na mnie? Przecież rzadko polowałem na ludzi, głównie zabijałem zwierzynę; często nawet dziką.
-Ty nic nie rozumiesz.- Pokręciła głową.
-I co, teraz mnie zabijesz?
-Ty nic nie rozumiesz.- Powtórzyła to samo zdanie i znów pokręciła głową.
Na chwilę zamilkła. Potem jednak odezwała się:
-Nie chcę nikogo przed tobą ratować, chcę jedynie zarobić, oddając ciebie do zoo.
Aż zdębiał, jak to usłyszał.
-Widzisz -śmiała się- gadający wilki, to byłby prawdziwy przebój. Nawet latający słoń byłby mniej wart. Będziesz pierwszym złapanym okazem. Zapłacą za ciebie dużą cenę. To będzie cena wyjątkowości.
Po tych słowach wybuchnęła gromkim, sadystycznym śmiechem.
Następnie wyjęła z kieszeni futra strzykawkę.
-Zaraz cię uśpię. Nie bój się; to nie będzie bolało.
Być może wilk powinien w tej sytuacji ją ugryźć, ale był już na to zbytnio zmęczony wiszeniem głową w dół, oraz zbytnio przerażony całą sytuacją. Karolina go ukłuła. Po chwili już nic nie kontaktował.
Być może myśleliście, że na tym opowiadanie się zakończy. Dalsze losy wilka miałby by być nieznane, lub ograniczone do krótkiego opisu w stylu: zdechł jako atrakcja w zoo. Postanowiłem jednak was zaskoczyć.
Otóż dziennikarze i naukowcy, po przeprowadzeniu z wilkołakiem rozmów, uznali go za człowieka i zarządzali nie tylko wypuszczenia na wolność, ale i wypłacenie odszkodowania. Otrzymał nawet tytuł osoby niepełnosprawnej i wysoką rentę. Nie zaprzestał na tym; wydał autobiografię i stał się ekspertem kilku organizacji broniących praw zwierząt. Przez jakiś czas prowadził w telewizji nawet własny program. Docelowo wrócił do wsi Kości Wielkie i krążą słuchy, że chce kandydować na sołtysa. Oczywiście, zawsze może znów okrążyć dąb i stać się człowiekiem, ale tego nie chce zrobić. Poznał cenę wyjątkowości.
Marek Adam Grabowski
Warszawa 2019