Zapisać marzenia
Blog literacki Marka Adama Grabowskiego

Śmiercionośna randka

Karolina weszła do salonu; ubrana była w żakiet, spódnicę do kolan i szpilki. Wszystko koloru jasno błękitnego; można by rzec turkusowego. W dłoniach trzymała kwiaty. Wprowadziła do pokoju wystraszonego młodzieńca; i jak się zapewne domyślacie, to on podarował jej ten bukiet.

- Usiądź tutaj – oznajmiła mu wskazując na fotel koloru perłowego – a ja w tym czasie włożę twój podarunek do wazonu.

Gość wykonał polecenie. Chyba ze względu na zdenerwowanie był bardzo posłuszny.

Po chwili Karolina usiadła naprzeciwko niego i powiedziała:

-Oj, ale jesteś spięty. Poprzedni też tacy byli, jak tutaj przychodzili.

Słysząc to chłopak chrząknął, po czym dodał niepewnym głosem:

-No tak, gdyż to wielki honor dla chłopaka ze wsi, umówić się z samą córką sołtysa.

Słysząc to Karolina zaśmiała się:

-Cóż, gdybyś został moim mężem, to otrzymałbyś dwa skarby. Po pierwsze byłbyś naturalnym następcą mojego ojca i przyszłym władcą wsi Kości Wielkie. Drugi skarb to moje dziewictwo.

Słowa te zelektryzowały chłopaka; poślubienie pięknej, nietkniętej niewiasty, a potem przejęcie tytułu sołtysa było marzeniem prawie wszystkich chłopaków ze wsi. Wielu już próbowało, ale żaden nie przeszedł testów, które właśnie miały się rozpocząć i których się bał.

Karolina natomiast spytała:

-Idę po herbatę; słodzisz?

Młodzieniec, który domyślił się, iż to element testu, chwilę pomyślał, po czy odpowiedział:

-Nie.

Gdy Karolina wróciła z herbatą zaśmiała się:

-Pierwszy etap zdałeś. Nie słodzimy!

-Gdyż to jest niezdrowe? - wołał się upewnić.

Karolina nalała mu do filiżanki i oświadczyła:

-Gdyż to jest zatruty cukier bęcwale.

Ledwo zdążył odsapnąć, na wieść, iż ten cukier mógł stać się dla niego dosłownie białą śmiercią, a dziewczyna zdawał mu drugie pytanie:

-Które ciastko chcesz?

Zestresowany spojrzał na półmisek. Zdawał sobie sprawę, iż jest to decyzja na wagę życia i śmierci. Najgorsze było to, iż nawet nie umiał podać nazwy tych ciastek. W końcu wydukał:

-Może to zielone.

Biedny nawet nie wiedział, iż chodzi o pistacjowe.

Uradowana Karolina klasnęła w ręce i głośno powiedziała (właściwie krzyknęła):

-Brawo, widzę, iż domyśliłeś się, które nie jest zatrute! Teraz częstuj się śmiało.

Zaczął jeść. Z tych nerwów nawet mu nie smakowało, chociaż rzeczywiście nie było zatrute.

Gdy skończył Karolina podeszła do kredensu i wyjęła trzy butelki, które postawiła przed młodzieńcem.

-Pora na nalewki! - zaśmiała się.

Pierwsza miała kolor niebieski, druga ciemnozielony, a trzecia czarny. Wybór był trudny, gdyż wszystkie wydawały się jakieś dziwne. Chyba domyślacie się jak musiał się nieszczęśnik denerwować.

W końcu wykrzyknął:

-Żadną! Żadnej z nich nie chcę, gdyż do każdej coś nalałaś!

Na twarzy Karoliny zagościł diabelski uśmiech. Nieco tajemniczym głosem powiedziała:

-Masz rację, bystry chłopaku! W każdej coś jest. Do niebieskiej dolałam truciznę. To zielonej też dodałam truciznę. A do czarnej...

I tutaj podejrzanie zamilkła.

W celu przerwania tej ciszy, adorator sam dokończył:

-Też dolałaś truciznę!

Karolina zaśmiała się:

-Dolałam, lecz nie truciznę, a odtrutkę. Widzisz wysmarowałam sobie policzki kremem, który zabija mężczyzn. Ty nieszczęśniku pocałowałeś mnie w policzek i tym samym zatrułeś się. Gdybyś wypił czarną, to byś przeżył, ale jest już za późno, gdyż trucizna zacznie działać za kilka sekund.

Młodzieniec podniósł się i krzyknął:

-Ale jak kto...

Dalej już nawet nie dokończył, gdyż upadł na podłogę.

Coś jeszcze tam słabo widział i słyszał cichy śmiech Karoliny. Potem jednak była już tylko ciemność.

Karolina, gdy już przestała się śmiać, powiedziała:

-Wszyscy mężczyźni są tak samo naiwni. I jak ja mam przestać być dziewicą w tej sytuacji? Szkoda.

Po tych słowach przeszła nad trupem, tak jakby to był dywanik.

Marek Adam Grabowski

Warszawa 2020

Marek Grabowski
Marek Grabowski