Zapisać marzenia
Blog literacki Marka Adama Grabowskiego

Gremliny

Samochód przyjechał do warsztatu samochodowego i wysiadł z niego pan Jakubek. Mechanik podszedł do niego i przywitał się w możliwie najprostszy sposób:

- Dzień dobry!

- Wcale nie taki dobry! - odburknął pan Jakubek. - Samochód mi się rozjebał! Gdyby się nie rozjebał, to może byłby dobry, ale wtedy bym tutaj nie przyjechał.

I rzeczywiście, jego pojazd wyglądał jakby wracał z bitwy; karoseria podrapana, opony sflaczałe, drzwi prawie wypadające; a do tego ledwo jechał; najwidoczniej coś w silniku było uszkodzone.

- No, cóż – zaśmiał się mechanik – gdyby wszyscy byli zdrowi, to lekarze byliby bezrobotni, tak samo, gdyby samochody się nie psuły, to ja byłbym bezrobotny!

Na moment zamilkł, ale potem dodał:

- Nie dbał pan o to cacto, więc mamy efekty.

Pan Jakubek buchnął powietrzem jakby chciał powiedzieć: „Kurwa”; i zapewne to chciał naprawdę powiedzieć; jednak rzekł:

- Nie to, że nie dbałem, tylko cholerne gremliny mi go zniszczyły!

- Jakie znowu gremliny? - mechanik ni to zapytał, ni to się zaśmiał.

Pan Jakubek znowu westchnął, a potem wyjaśnił:

- To takie małe, obleśne stworki, które psują samochody. Istne skaranie boskie!

Widać było, iż jest poddenerwowany.

- I kiedy, niby one mają to robić? - mechanik wolał się dopytać.

- Nocą przyłażą, kiedy inni śpią. Wówczas wszystko rozmontują. Mają wielką wiedzę na temat samochodów i dokładnie wiedzą, co zniszczyć np. w silniku. A najciekawsze, ale i najbardziej niezwykłe jest to, że robią te okropieństwa jedynie za pomocą gołych rąk. W ogóle nie używają narzędzi! Przerażające!

- To niech pan założy jakiś alarm czy w inny sposób spróbuje się przed nimi zabezpieczyć – ironicznie powiedział mechanik.

- Oj, pan nic nie rozumie! Na nie nie ma metody! - pan Jakubek złapał się za łeb.

Uśmiech mechanika był najlepszym dowodem, iż tę całą teorię, nie wierzy.

Jednak spytał:

- A jak one właściwie wyglądają?

Pan Jakubek podrapał się po głowie, chwilę pomyślał i zaczął opisywać:

- Mają bardzo długie nosy, nieco podobne do bakłażanów, oraz spiczaste, długie i chude uszy. Ale w ogóle to całe są chude. Niektórym, wręcz można kości policzyć. Nie mają też żadnej sierści; są łyse niczym te koty...

W tym miejscu zamilkł i zaczął się zastanawiać nad nazwą łysej rasy kotów.

Widząc jego zakłopotanie, mechanik podpowiedział:

- Pewnie chodzi panu o sfinksy. Wyjątkowo ohydna rasa kotów; bardziej przypominająca szczury!

- Tak, dokładnie o sfinksy. Wyleciała mi nazwa z głowy.

Mechanik śmiał się i mówił:

- O ile w sfinksy wierzę (oczywiście w koty, a nie potwory mityczne); to w gremliny już nie.

Jednak po chwili znów spytał:

- Jakiego one są wzrostu?

- Jak mała świnka, gdy stanie na dwóch nogach – wyjaśnił pan Jakubek i ręką pokazał wysokość.

Wyglądało to nawet komicznie.

Widać jednak było, że rozmówca ma klienta za osobę niespełna rozumu.

- Fantazje pana biorą! - rozbawiony mechanik robił wrażenie nieprzekonanego.

Potem już nie działo się nic ważnego. Uzgodnili cenę, pan Jakubek zostawił auto i poszedł sobie. Gdy już go nie było, mechanik powiedział jedno słowo:

- Głupek!

Było już późno. Gremliny zakradły się do zakładu i spojrzały na czekający tam samochód pana Jakubka. Szybko otworzyły butelki z piwem; niektóre z nich zapaliły też papierosy. Zaczęła się balanga.

W słabym świetle były kiepsko widoczne; ale kto jest bystry zauważyłby, że pan Jakubek źle je opisał; wcale nie były łyse; gdyż miały trochę jasnej sierści; a ich uszy były w istocie okrągłe, jak u Urbana (właściwie to nawet jeszcze okrąglejsze).

Po niedługim czasie przyszedł tam mechanik.

Spojrzał na bawiące się gremliny i powiedział:

- A, już jesteście!

- Siemakno szefie! - powiedział jeden w okularach słonecznych. - Gdzie nasz procencik od biznesu?

- Już leci! - podał im plik banknotów. - Tylko wiecie, jest jeden problem. Musicie to robić bardziej dyskretnie. Ludzie już zaczynają się domyślać.

Marek Adam Garbowski

Warszawa 2020

Marek Grabowski
Marek Grabowski