Zapisać marzenia
Blog literacki Marka Adama Grabowskiego

Czy warto być głupim?

Filip - tak ma na imię. Czy można go nazwać moim przyjacielem? To może byłyby za duże słowa. Ale kolegą jest na pewno.

Znam go już długo, gdyż chodziliśmy razem do podstawówki. Już wtedy był jakiś inny niż reszta. Chyba myślał intensywniej niż inni, ale bez wątpienia częściej. Gdy po lekcjach szliśmy do parku, on zamiast gonić kaczki siedział, na ławce i myślał. Tak samo było na przerwach. Nie chciał się z nami bawić w Muminki -Ninja, lecz wolał towarzystwo własnych myśli. Czytał dużo książek i komiksów oraz trochę rysował.

Marek Grabowski
Marek Grabowski

Miał szczęście, że chodził do szkoły w Śródmieściu. Na Woli, Mokotowie czy Pradze (jeśli ktoś nie wie, to pod tą nazwą kryją się trzy dzielnice, z których jedna nawet nie nazywa się Praga) miałby codziennie spłuczkę. Myśmy go jednak tolerowali, a nawet lubili. Był poza tym potrzebny. Kiedyś z kolegami chcieliśmy wysadzić kibel szkolny w powietrze, ale nie wiedzieliśmy jak to uczynić. On wiedział i skonstruował nam bombę. W podziękowaniu dostał od każdego z nas po butelce Frugo.

Uczył się dobrze, ale czasami miał problemy. Gdy nauczycielka na przyrodzie zapytała go ile jest planet w układzie słonecznym, to odparł:

-Ale łącznie z Plutonem czy bez?

Kiedy indziej podpadł na polskim, gdyż przy omawianiu „Tomka u źródeł Amazonki”, porównał go do Kapuścińskiego. Przez takie jazdy nauczyciele obniżali mu stopnie.

Naprawdę był zły tylko z wf-u. W czwartej klasie groziło mu niezdanie z tego przedmiotu. Dostał jednak zwolnienie lekarskie. Nie pamiętam na co ono była ani ile kosztowało.

Po podstawówce ukończył najlepsze gimnazjum i najlepsze liceum, a maturę zdał na 90%. Potem poszedł studiować dziennie filozofię, wieczorowo chemię, a zaocznie archeologię.

Cały czas jednak myślał. Tak był zajęty tymi myślami, że nie raz wpadł na latarnię.

Miewał też dziwne przygody. Kiedyś, stojąc na mostku w Łazienkach, zobaczył w oddali dwie dziewczyny. Postanowił nie schodzić z mostka, póki one nie pójdą sobie. I stał tak pół godziny. Okazało się, że one postanowiły stać, dopóki on nie zejdzie z mostu. Już nie pamiętam, kto ustąpił.

Ja lubiłem z nim gadać o tym i o owym, gdyż miał dużą wiedzę i fajne przemyślenia. Był jednak oderwany od rzeczywistości. Bardziej niż ja. Nawet bardziej niż moja siostra.

Nie pił, nie palił i nie ćpał. Tylko czytał, czytał i czytał. A co najważniejsze, rozumiał co czyta. Dla porównania moja mama czyta Paulo Coelho, ale nie rozumie, o co w tym chodzi, chociaż jest tą twórczością zainspirowana.

Pamiętam jak kiedyś spotkaliśmy go z Bidonem przy warszawskiej Nike. Ubrany był tego dnia w czerwoną muszkę i shorty. To była ważna rozmowa, więc warto ją opowiedzieć.

-Napijesz się, Filipie?-spytałem podawszy mu piwo.

-Przecież wiecie, że nie pijam. – odmówił.

-A zapalisz chociaż? – wtrącił się Bidon.

-To też nie dla mnie. W ogóle to muszę już lecieć. W domu chcę posłuchać bluesa.

-Ja tam wolę punka. – powiedział Bidon.

Ja zaś rzekłem:

-Może, jednak, byś został z nami. Wyglądasz na przybitego.

-Jak tu nie być smutnym?- jego głos był naprawdę markotny.- Ja nie pasuję go tego świata. Nienawidzę dwóch rzeczy, które nim rządzą. Po pierwsze chamstwa.

-Chamstwo, świetna rzecz! – Bidon nie krył swojego zażenowania, a wręcz oburzenia.

-Po drugie głupoty.- kontynuował Filip, nie zwracając uwagi na tego głąba- ja jak Pitagoras pragnę być mądrym.

-A jakie są korzyści z bycia mądrym?- Bidon był chyba zaintrygowany.

-A jakie są korzyści z bycia głupim?- Filip odwrócił pytanie. Potem się oddalił.

-Ale pojeb!- powiedział mój kolega. Sam nie wiem czy do mnie czy, do siebie samego.

Czas miał jednak pokazać, że warto być mądrym. Filip, poszukując ludzi na swoim poziomie, zapisał się do elitarnego klubu filmowego.

Pierwszego dnia przyjął go profesor.

-Widzisz młodzieńcze, nas interesują tylko najlepsze filmy. Będziemy ci pożyczali same perełki. Kontakt z tymi dziełami sztuki sprawi, że zyskasz szacunek wśród ludzi.

Filip nie chciał się przyznać, ale miał poważne wątpliwości. Doświadczenie mu mówiło, że szacunek zdobywa się za chlanie, narkotyki i bójki. Sztuki większość ludzi bynajmniej nie ceni.

Wziął jednak od profesora trzy filmy i włożył je do reklamówki z napisem: „Sprzątaj po swoim psie”.

Gdy wracał do domu było już ciemno. Znienacka stanęło przed nim trzech, może czterech typów. Takie ni to skiny, ni to gity, ni to dresy. Niezbyt miły widok dla niskiego okularnika w muszce w grochy.

-Pokaż, co tam masz mały! – powiedział, a właściwie wydał rozkaz jeden.

Filip nie miał wyboru. Drżącą ręką podał reklamówkę.

Byczek wyjął DVD.

-Hmm, Romper Stomper, Symetria, Mechaniczna pomarańcza. Spoko, szacun!

Oddali mu filmy i pozwolili przejść.

Uradowany i zaskoczony zarazem Filip, pomyślał sobie:

-Nie wierzyłem, a jednak Profesor miał rację. Dzięki tym filmom zyskałem uznanie.

Chyba teraz przyznacie sami, że lepiej być mądrym niż głupim.

Marek Adam Grabowski

Warszawa 2018