Zapisać marzenia
Blog literacki Marka Adama Grabowskiego

Bez rumu

Podeszliśmy spokojnie do baru. Była nas trójka. Ja, Bidon i siostra.

-Trzy flaszki rumu!-powiedział, a właściwie krzyknął Bidon. Machnął przy tym pięścią.

-Tu nie ma czegoś takiego!-odburknęła w niegrzeczny sposób ruda barmanka.

Bidon był wyraźnie zbity z tropu. Na chwilę zaniemówił, po czym wyjąkał:

-To może trzy Lechy.

Marek Grabowski
Marek Grabowski

Barmanka nam nalała i powiedziała, żebym przestał podskakiwać. Ja nawet nie wiedziałem, że to robię.

Usiedliśmy przy stole. Siostra spojrzała w swój telefon komórkowy.

-To skandal żeby nie było, kurwa rumu!- mówiąc to Bidon robił się czerwony niczym burak.

-Daj spokój, mało gdzie jest. Niepotrzebnie zamawiałeś – próbowałem przemówić mu do rozsądku.

-Mmchy- dodała siostra znad telefonu.

-Mógłbyś mnie nie pouczać? W ogóle to mam dzisiaj zły dzień.

Ale pierdolisz- powiedziałem zanurzywszy usta w piwie- a niby co ci się stało?

-Już rano jak szedłem do łazienki to przebiegł przed mną czarny kot.

-Znowu biadolisz- tłumaczyłem mu- po pierwsze to są debilne przesądy, a po drugie to nic dziwnego skoro posiadasz aż dziewięć czarnych kotów w swoim M-2.

-Mmchy- dodała siostra znad telefonu.

-Właśnie ja zaczynam mieć tych kotów dość. Wkurwiają mnie!

Słysząc te brednie rozłożyłem ręce bezradnie.

-To czemu ich nikomu nie oddasz?

-No co ty? Mam pozbyć się moich najukochańszych kotów!

Na chwilę zamilkł po czym ciągnął dalej.

-To jakiś chujowy dzień. Pogoda jest pod zdechłym ozorkiem.

Spojrzałem mu prosto w oczy i powiedziałem:

-Co się dziwisz? Październik raczej nie jest za ładny.

-Właśnie w tym jest chuj! Chciałbym żeby już był grudzień. Chociaż nie, w grudniu dupa szczypie od mrozu.

-Mmchy- dodała siostra znad telefonu.

-W ogóle to ja się coraz gorzej czuję – mówił dalej Bidon.

-Ale w sensie psychicznym czy fizycznym?- wolałem się dopytać.

-I jednym i w drugim. Ale teraz mówiłem o fizycznym. Boli mnie kurwa wszystko, uda, dupsko, głowa, plecy, a nawet nos.

-To jednak nie jest wszystko- niemal się zakrztusiłem po tych słowach, gdyż miałem w ustach za dużo piwa- nie boli cię np. ramię.

-Mmchy- dodała siostra znad telefonu.

-Wiesz co, przez te twoje przemądrzałe uwagi ramię mnie rozbolało! – Bidon nie krył swojego zdenerwowania.

-Wcale się nie wymądrzam! Po prostu ty marudzisz jak stara panna.

Nagle przerwał nam dźwięk, który w uporządkowanej wersji brzmiał by podobnie do:”łubudu”. Spojrzeliśmy z Bidonem (siostra chyba nie zwróciła uwagi) co się dzieję. To jakiś naziol napierdalał się z sharpem. Typowy widok w spelunie.

-Nawet niezła walka!- powiedziałem.

-Gówno prawda!- Bidon musiał wiedzieć swoje.- Ci dwaj widać, że nigdy nie ćwiczyli żadnej Kraw Magi. Co za czasy, człowiek idzie do porządnej mordowni i nie może nawet obejrzeć tam dobrej bójki.

-To może pójdziesz lepiej do domu i włączysz sobie jakieś MMA?

-Nie mów mi o moim domu. Stara znowu ugotowała gołąbki. Rzygać mi się chce na samą myśl o tym.

-To rzeczywiście się nie najesz.

-Właśnie, ja najchętniej jadłbym cipsy. Tylko one kurwa, są niezdrowe.

Bidon zapatrzył się w swoje piwo.

-Powiesz mi Piotrek, czemu świat jest taki niesprawiedliwy, że pyszne cipsy są niezdrowe. Właściwie to świat jest pełen niesprawiedliwości. Ostatnio mam ochotę przejść Wiedźmina bez zapalania ołtarzyków na mokradłach, a tam nie ma takiej możliwości. Czy to nie jest istna niesprawiedliwość?

-Mi tam to jakoś nigdy nie przeszkadzało Bidonie.

-Bo tobie to nic nie przeszkadza! Pewnie to, że dzisiaj rano mucha wleciała mi do nosa, też tobie nie przeszkadza! Pierdolona mucha, jak ja jej nienawidzę!

-Więc coś mi jednak przeszkadza- uderzyłem w stół prawie pustym kuflem- twoje marudzenie.

Po moich słowach Bidon się jeszcze bardziej naburmuszył. Zaczął przypominać włączony czajnik.

-To już nawet nie wolno sobie pomarudzić? Odbierasz mi podstawowe prawa człowieka.

-Nie ma takiego prawa. Są trzy prawa człowieka, prawo do Facebooka, prawo do komórki i prawo do ściągania pirackich usług.

-Swoją drogą, to tutaj jest bardzo zimno, nie mogli by zrobić tutaj lepszego ogrzewania – mówił Bidon.

Wyjąłem papierosa żeby zapalić.

-Ja to mam zawsze pecha- powiedział Bidon- nigdy mi się nie zdarzyło znaleźć np. jakichś pieniędzy.

Wtedy niespodziewanie upadł mi ten papieros. Pochyliłem się i patrzę, a tam leży stówka. Podałem ją Bidonowi i powiedziałem ironicznie:

-Ale wykrakałeś.

-Kurwa, ten przeklęty los nie daje nawet człowiekowi możliwości zrzędzenia -odparł.

-Mmchy- dodała siostra znad telefonu.

Marek Adam Grabowski

Warszawa 2018

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *