Zapisać marzenia
Blog literacki Marka Adama Grabowskiego
Marek Grabowski
Marek Grabowski

Warszawski Utopiec

-Sie ma siostra!- te słowa powiedziałem wchodząc do pokoju Zosi.

To bardzo mały i ciasny pokój. Zwłaszcza odkąd starzy kupili jej wiszący bujany fotel. Kosztował majątek, ale dostała go, gdyż zaszantażowała rodziców samobójstwem. Oczywiście w ogóle z niego nie korzysta. Właściwie to nawet nie ma specjalnie jak. Jeśli by się bujnęła do tyłu to wyjebałaby się na swoją granatową ścianę, jeśli do przodu to na łóżko, jeśli w prawo to na biurko, które stoi pod oknem, a jeśli w lewo to na drzwi. Pieniądze jednak na to poszły. Matka woli oszczędzać na głupotach np. na moich podręcznikach do socjologii.

-Sie ma- odpowiedziała siedząc przy komputerze. - Oglądam na You tube Salę Samobójców.

-Przecież byliśmy na tym tydzień temu w kinie?- zdziwiłem się.- Idziesz ze mną, z Bidonem i Orangutanem na nadwiślańską plażę?

-Oczywiście, że nie -odpowiedziała nie odrywając wzroku od komputera. - Po pierwsze tam nie ma komputera, a po drugie nie posiadam stroju plażowego.

-To są pierdoły - wyjaśniłem- Salę Samobójców możesz oglądać z komórki, a opalać się możesz w czarnej, grubej bluzie z kapturem i w czarnych dżinsach. Musisz czasami wyjść, gdyż inaczej zwariujesz.

-Już zwariowałam - odpowiedziała.- Ale niech ci będzie. Idę.

Godzinę później byliśmy już na miejscu. Położyliśmy się na kocu. My byliśmy ubrani w slipki, a siostra w swoją bluzę z wielkim napisem: „Fuck You”. Założyła sobie kaptur na głowę. Można było podziwiać gruby brzuch Bidona i chudy brzuch Orangutana. Było zajebiście. Najpierw wypiliśmy piwo, a Zuzia w tym czasie dokończyła oglądać Salę Samobójców na komórce. Potem poszliśmy puszczać kaczki i zostawiliśmy siostrę samą, ona w tym czasie sprawdzała na Facebooku samookaleczenia jej koleżanek i kolegów. Nawet nie zauważyła, że nas nie było. Gdy wróciliśmy to zaczęliśmy wspominać dawne kapele punkowe, jednak nie za głośno, by nie przeszkadzać Zosi w grze komputerowej. Następnie zamówiliśmy sobie hot dogi. Siostra powiedziała, że nie ma ochoty i wysłała komuś meila. A co była potem? A to bardzo ciekawe. Zaraz wam opowiem.

-Kurwa do szczęścia brakuje mi tylko jednego -powiedział Bidon zapaliwszy nowego szluga. - Kąpieli w Wiśle.

-O tym możesz tylko pomarzyć - puściłem dymek z ust.- To jest zabronione. Mamy brudną wodę i grząski grunt.

-To jest wersja oficjalna- rzekł pełen zadumy Orangutan. Nawet nie zauważył, że popiół z papierosa spadł mu na rudą brodę. - Naprawdę niebezpieczeństwo jest inne.

-Niby, kurwa jakie? - spytałem.

Tym czasem Zosia zaczęła przeglądać mangi w księgarniach internatowych.

-Topielec- jednym słowem wyjaśnił Orangutan.

Wybuchnęliśmy z Bidonem śmiechem. Omal nie połknęliśmy przy tym papierosów.

-Śmiejcie się z własnej głupoty!

-I niby jak on tam się znalazł?- spytałem sarkastycznie.

-To był początek lat sześćdziesiątych- pierdolił dalej.- Był bikiniarzem zamieszkałym na Powiślu. Zakochał się w jednej dziewczynie. Córce Ubeka. Ona go jednak nie chciała. Z rozpaczy utopił się w Wiśle. Przez to samobójstwo został wodnikiem.

-Nasłuchałeś się Crepypast! -ledwo wymówiłem te słowa, tak bardzo się śmiałem.

-W tym nie ma nic śmiesznego!- omal nie spadły mu okulary, tak się wzburzył.- On jest bardzo niebezpieczny! Topi niemal wszystkich. Można go pokonać jedynie na dwa sposoby. Pierwszy to pokazanie mu czegoś świętego np. Różańca. A drugi to jakaś zagadka. Jak mu ją powiesz, to zaczyna ją rozwiązywać i na moment zapomina o ofierze.

-Jest jeszcze trzeci- zachichotałem.- Trzeba wziąć psychotropy.

Po tych słowach zapaliłem kolejnego papierosa. Nie wiedziałem, że Orangutan jest taki głupi.

-Nie chcesz, to nie wierz! - mówił uparcie.- Utopiec jednak jest faktem. Nawet nadal ma na sobie to samo ubranie, w którym się utopił. Buty na słoninie, marynarkę w kratkę i krawat z rysunkiem bikini. Tyle, że to wszystko jest pobrudzone wodorostami.

-Ale żel na włosach się zmył zapewne!- parsknąłem śmiechem.

Bidon też się śmiał. Nawet głośniej. Jednak Orangutanowi wcale nie było do śmiechu. Wkurwiony leżał i w milczeniu przeżuwał papierosa.

Po chwili jednak zmieniliśmy temat. Rozmawialiśmy o Jeżu Jerzym. Dokładnie o różnicach między komiksem i filmem. Tymczasem Zosia przeczytała w internecie jakieś głupie opowiadanie. Potem poszliśmy na lody. Siostra powiedziała, że nie chce, ale sprawdziła w słowniku internetowym jak są po japońsku lody. Po lodach zaczęliśmy obrzucać się piaskiem. Oczywiście uważaliśmy, żeby nie przeszkadzać Zosi, która weszła na forum o Anime. A potem zrobiło się późno.

-Musimy już wracać- powiedziałem.

-No już się ściemnia - przytaknął mi Bidon.

Ponieważ moja siostra mnie nie słuchała wyjaśniłem jej, że zbieramy się.

-Szkoda-powiedziała- właśnie miałam obejrzeć na You tube japoński program rozrywkowy.

-Zrobisz to w domu na komputerze.- zaproponowałem.

Wstała i włożyła komórkę do kieszeni. Spytała przy tym:

-Właściwie, to o czym rozmawialiście chłopaki? Zupełnie was nie słuchałam.

Nie chciałem jej wtajemniczać, ale Bidon odparł:

-O głupotach. Według Orangutana ludzi w Wiśle topi topielec.

Na szczęście siostra nie uwierzyła w te brednie.

-Co za debilizm. Przecież powszechnie wiadomo, że ludzi wciąga w wodę rusałka - oparła. A potem dodała.- Miałeś fajny pomysł z tą plażą Piotrek. Tu się zajebiście przegląda internet. Przeszkadzał mi tylko piasek, woda, szum drzew, słońce i inni ludzie.

Gdy wracaliśmy mostem, ujrzeliśmy butelkę po piwie na balustradzie. Bidon strącił ją z mostu. Z pluskiem utonęła w wodzie Wisły.

-Czy ciebie pojebało! -spytałem retorycznie.- Ależ dajesz przykład mojej siostrze, wandalu!

O jedynym jednak nie powiedziałem. Po tym plusku, usłyszałem jakby głos z wody:

-Kurwa, ale oberwałem w głowę!

W tym głosie było coś przeraźliwego. Najprawdopodobniej się przesłyszałem.

Marek Adam Grabowski

Warszawa 2018