Spotkanie w lesie
Jedna mieszkanka wsi Kości Wielkie szła przez las. Był jeszcze poranek, więc mgła nieco zasłaniała drzewa i krzewy.
Mimo tej słabej widoczności, w pewnym momencie spostrzegła znajdującego się w oddali mężczyznę. Nie szedł przez las, lecz stał w miejscu i wpatrywał się dokładnie w nią. To było dość dziwne, można by rzec nieprzyjemne.
Miał na sobie dziadowską, niebieską kurtkę. Po chwili rozpoznała w nim jednego z mieszkańców Kości Wielkich, swojego dalszego sąsiada. Nie znała jego imienia, ani tym bardziej nazwiska; jednak kojarzyła samą twarz. Nie ma w tym nic dziwnego, gdyż jak się mieszka w małej wsi, to się zna z widzenia większość mieszkańców.
Nie poczuła się tym jednak uspokojona, wręcz przeciwnie, postanowiła odejść stąd jak najszybciej.
Początkowo szła wolnym krokiem. W pewnym momencie odwróciła się i zobaczyła, że mężczyzna podąża za nią a odległość między nimi wręcz się kurczy. Przyśpieszyła więc kroku, a z czasem zaczęła biec.
Sąsiad jednak ją doganiał. Słyszała już jego sapanie.
W końcu dopadł ją. Złapał (w pewnym sensie przytulił) i powalił na ziemię. Był wprawdzie niski, ale gruby, więc udało mu się to bez trudu.
Nieszczęsna dziewczyna spojrzała na agresora. Teraz można było już dokładnie zobaczyć jak bardzo miał brzydką twarz. Tej szpetoty nie zasłaniał nawet niechlujny zarost. Wręcz przewinie, on się z nią znakomicie komponował, tworząc w ten sposób istnie perfekcyjny wstręt.
-Nie! - wydarła się.
- Ależ tak! - wycedził przez zęby. - Przecież dobrze wiemy, że tego chcesz.
Dziewczynie popłynęły łzy z oczu, które szybko zmieszały się z potem.
Nagle mężczyzna zatrzymał się i nawet przestał patrzeć na nią. Zdziwiona ofiara obróciła głowę i zrozumiała o co chodzi. Nieopodal stała Witch, która obserwowała całe to zdarzenie.
Pojawiła się iskierka nadziei.
Mieszkanka wsi krzyknęła:
-Ratuj mnie Witch!
Tamta jednak tylko stała nieruchomo i wpatrywała się w nich beznamiętnym spojrzeniem.
W końcu wycedziła z siebie:
-To nie mój problem – jej głos był chłodny jak lód.
Potem spokojnie oddaliła się.
Dziewczyna krzyczała za nią:
-Błagam cię, Witch, błagam!
W końcu jednak poddała się.
Oprawca zaś śmiał się.
-He he he; ona ci nie pomoże! Nikt ci nie pomoże!
Potem zamilkł, by po chwili włożyć jej rękę pod spódnicę i potrzeć swoim brudnym kciukiem o jej majtki. Przy okazji zobaczył, iż ze strachu obsikała się. Było to dla niego nawet satysfakcjonujące.
Całą rozkosz przerwał jednak dźwięk kroków.
Mężczyzna znów podniósł głowę i spostrzegł, że Witch wróciła. Tym razem stała już bliżej a jej zielone oczy nie były już beznamiętne; teraz był w nich gniew. Straszliwy gniew.
Uszminkowane na czarno usta wypowiedziały jakieś słowa (chyba po łacinie).
Mężczyzna uniósł się w powietrzu. Podnosił się wyżej i wyżej, aż w końcu zawisł nad ziemią, machając przy tym nogami, co być może w innej sytuacji byłoby nawet zabawne.
Niedoszła zwierzyna podniosła plecy i głowę, żeby móc wszystko lepiej widzieć. Teraz spostrzegła, że mężczyzna się dusi.
Cała scena trwała jeszcze około kwadransa. W końcu facet z powrotem upadł na ziemię.
Leżał nieruchomo niczym śpiący, chociaż może lepiej byłby powiedzieć niczym trup.
Mieszkanka wsi powstała i spojrzawszy na Witch, spytała:
-Czy on umarł, czy tylko jest nieprzytomny?
-Nie mów mi, że żal ci tego chuja! - zabrzmiała odpowiedź, która w sumie nic nie wyjaśniała.
Potem Witch wyjęła z ramoneski jointa i zapaliła.
Podała też następnego uratowanej dziewczynie; nawet nie pytała o to czy chce.
Tamta w milczeniu zapaliła. Wprawdzie nie była miłośniczką zioła, ale w tej napiętej sytuacji chciała się odstresować.
Paliły razem w milczeniu, aż w końcu Witch przełamała ciszę:
-Widzisz młoda, tak to już jest. Ja jestem fajną dupą, i każdy facet ze wsi, nawet ksiądz chciałby mnie wydymać, ale żaden się nie odważy Co więc robią ci mężczyźni? Ładniejsi i fajniejsi z nich zarywają do tych dziewczyn, które są gorsze ode mnie, ale też coś tam mają. Duże biusty, powiedzmy. Pozostają jednak też śmiecie, i co im zostaje? Tylko polowania na najbrzydsze dziewuchy na wsi. Na takie, jakie ich naprawdę nie pociągają. Na sierotki Marysie. Na takie jak ty. Was się gwałci.
Po tych słowach opuściła niedopałek po papierosie i rozdeptała glanem.
-Dziękuję - wymamrotała sierotka Marysia.
-Nie dziękuj – odparła Witch. - Sama nie wiem czemu to zrobiłam. Chyba gdybym mogła cofnąć czas, to bym mu ciebie oddała.
Marek Adam Grabowski
Warszawa 2020