Nikt nic nie zobaczy
Było popołudnie. Na razie wszystko wyglądało typowo. Jeden z wielu chłopów mieszkających na wsi Kości Wielkie, wracał z pracy w polu. Był zmęczony i przepocony, ale to w tej historii nie ma większego znaczenia.
W pewnym momencie ujrzał leżącą na ziemi małą buteleczkę. Zatrzymał się i podniósł ją. Większość z was zapewne machnęłaby ręką i poszła dalej, jednak on był ciekawski. Dokładnie przyjrzał się znalezisku.
Był to przezroczysty flakonik, zwężający się u góry. W środku był płyn kolory jasno błękitnego.
Już mieszkaniec wsi miał odłożyć to znalezisko, kiedy spostrzegł na nim napis:
„Nie wolno pić”.
Wniosek dla niego był jeden- musiał to wypić. Uczynił więc to duszkiem.
Ów tajemniczy napój okazał się paskudny w smaku, niczym mieszanka sików z wódką i zupą pomidorową.
Faceta aż zakręciło. Złapał się za brzuch i omal nie puścił pawia. Do tego przyszedł ból głowy.
Gdy doszedł już do siebie, rozbił to dziwne szkło i poszedł dalej.
Z czasem zdziwiło go, że nie może dostrzec własnego cienia. Gdy zaczął go szukać, to zauważył, że nie widzi też własnych nóg, ani też rąk, czy każdej innej części ciała. A skoro on sam siebie nie widział, to tym bardziej inni go nie widzieli. Musiał to skomentować.
-O, kurwa, Jestem niewidzialny! Zajebiście!
Teraz zostało mu tylko jedno, zrobić innym kawały. Akurat natrafiła się okazja, gdyż właśnie jego sąsiad przechodził obok.
Nie czekając ani chwili, ulepił kupkę błota i rzucił nią w sąsiada.
Biedny sąsiad zaczął się rozglądać, ażeby zobaczyć kto w niego trafił, ale skoro nie spostrzegł nikogo, a w okolicy nie było możliwości ukrycia się; to w przerażeniu uciekł.
Oczywiście sprawca, wszystkiego śmiał się do rozpuku. Gdy już naśmiał się wystarczająco, uznał, że trzeba teraz zająć się jakimiś grubszymi rybami. Oczywiście zwrot grubsze ryby mógł oznaczać tylko sołtysa i jego rodzinę. Poszedł więc pod jego willę. Jest to największy dom w całych Kościach Wielkich, większy nawet od kościoła.
Ustawił się przy drzwiach i czekał spokojnie. Zapomniałem wam napisać, że wziął ze sobą wiadro zimnej i brudnej wody.
Czekanie się opłaciło. W końcu drzwi się otwarły i wyszła z nich Karolina, córka sołtysa. Wyglądała bardzo ładnie i rozmawiała przez komórkę:
-Dobra zaraz będę. Właśnie wyszłam z domu.
Potem na chwilka zamilkła, gdyż najwidoczniej słuchała, co mówi druga osoba. Potem jednak kontynuowała.
-No to cieszę się...
W tym momencie przerwała, gdyż spotkał ją nieprzyjemny prysznic. W mokrych włosach i w mokrych ciuchach już nie wyglądała tak dobrze. Zaczęła beczeć. Natomiast z komórki rozległ się głos jakiejś kobiety (nie wiem dokładnie kogo):
-Co się z tobą dzieje! Hej!
Niewidzialny żartowniś odbiegł, i zaczął się wręcz skręcał od śmiechu. Teraz był jednak czas na kolejną ofiarę. Postanowił poznęcać się nad owczarzem.
Ten właśnie pasł swoje zwierzęta i popalał sobie przy tym papierosy. Pudełeczko z nimi położył na ziemi tuż obok. Myślał, że nikt nie ukradnie. To dla niewidzialnego była świetna okazja. Wyjął wszystkie papierosy, a na ich miejsce (czyli do pudełka) włożył kamyczki. Nie musiał długo czekać, żeby zobaczyć, jak owczarz krzyknął, widząc co jest w środku.
Tym razem śmiał się nieco mniej, ale i tak ciągle długo. Wypalił też sobie kilka papierosów, były dobre, chociaż z filtrem.
Nagle spojrzał na pobliski las. Wydawało mu się, że ktoś tam jest. Szybko poszedł, ażeby się przekonać.
Okazało się, że tą osobą była Baba Jaga. Skulona zbierała zioła, zapewne na leki bądź na trucizny. Na jedno wychodzi.
Teraz przyszedł mu do głowy iście szatański plan (jaki inny może być przy Wiedźmie). Szybko rozpruł rozpiął i zaczął sikać na Jagę.
-Kurwa, co się tutaj dzieje!- Krzyknęła jak oparzona.
Widząc lecący w jej kierunku mocz krzyknęła:
-O psia mać, latające siki!
Po tych słowach rzuciła wszystko i pobiegła do wsi. To można było uznać za kawał dnia. Chyba przez kwadrans niewidziany mężczyzna tarzał się na ziemi ze śmiechu.
Gdy już się oponował, powiedział sobie:
-Załatwiłem Babę Jagę to dla równowagi muszę załatwić i księdza. Jak to mówią i Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek.
Droga do kościoła była długa, ale opłacało się przyjść na miejsce. Ksiądz siedział na zewnątrz i czytał „Rozmowy z ojcami” Jana Kasjana.
Główny bohater tak nie mógł się już doczekać kawału, że od razu parsknął śmiechem. Ksiądz jednak tego nie usłyszał.
-Znakomicie, jestem nie tylko nie widzialny, ale również nie słyszalny. - Uradował się złośliwiec.
Złapał chrabąszcza i wrzucił księdzu za kołnierz.
Biedny proboszcz aż podskoczył.
Niewidzialny trochę się pośmiał, po czym stwierdził, że najwyższa pora wracać do żony. Był jednak jeden problem. Nie wiedział, jak stać się znowu widzialnym.
Marek Adam Garbowski
Warszawa 2019