Nawiedzona szopa
Karolina zaprowadziła pana Jakubka przed szopę.
-To tutaj – powiedziała.
Od drewnianej chałupinki niemal pachniało starością i wiejskością.
-Chyba widzę, umiem dostrzec szopę – odpowiedział.
-Ok, to wie pan co ma robić? - spytała retorycznie.
Odpowiedzią były trzęsące się nogi i tyłek pana Jakubka. Ponieważ nie wiecie, o co chodzi, wyjaśnię wam.
Otóż, w szopie sołtysa zalągł się potwór. Oczywiście, sołtys nie mógł pójść samemu zrobić z nim porządek, gdyż jego życie jest zbyt cenne. Tak samo nie mógł narażać swojej jedynej córki Karoliny. Żona zaś jest zbyt niesmaczna, żeby potwór mógł się nią zainteresować. W tej sytuacji pozostało tylko wyznaczyć jakiegoś frajera, który zrobi całą brudną robotę. A zawsze kiedy sołtys myśli o frajerze, to ma przed oczyma pana Jakubka.
-No, wchodzisz? - to pytanie Karoliny było naprawdę rozkazem.
Jakubek milczał, co oznaczało zgodę. Karolina otworzyła więc drzwi.
Chcąc, nie chcąc (a naprawdę tylko nie chcąc) pan Jakubek wszedł do szopy.
Karolina zamknęła drzwi, zasunęła zasuwkę (zazwyczaj nie jest ona używana, ale tym razem nie można było ryzykować, że Jakubek ucieknie) i poszła tańczyć przed konsolą czyli oddać się tzw. stepmanii .
-O kurwa, ale wpadłem! - pan Jakubek był przerażony.
Zaczął rozglądać się po szopie. Na razie w mroku, nie mógł niczego dostrzec. Wilgotne powietrze było zaś bardzo nieprzyjemne.
-Można się tutaj udusić. - Przelatywały mu przez głowę nieprzyjemne myśli. - Chociaż to i tak nie jest główny problem. Głównym jest potwór.
Przesuwał się krok po kroku, ale ślimaczym tempem. Ta powolność była celowa; i co najważniejsze była wyrazem jego strachu.
W pewnym momencie usłyszał jakiś szmer. Serce mu stanęło, ale odwrócił się w kierunku z którego był odgłos. Zobaczył niską, bladą istotę, o okrągłej głowie i wielkich kłach wychodzących z jamy ustnej.
-Kurwa mać! - krzycząc to, Jakubek wyciągnął pistolet.
Pociągnął za spust. Nabój nie wyleciał. Był jedynie dźwięk:
-Puk!
Niestety, okazało się, iż zapomniał nabić magazynku. W tej sytuacji otworzył nóż sprężynowy. A właściwie to próbował otworzyć, gdyż mechanizm się zaciął. Ostatnią nadzieją był gaz pieprzowy, który trzymał nad dupą. Problem był z tym, że przez pomyłkę zamiast niego wziął bitą śmietanę. Polał nią potwora, ale to nic nie dało.
-Ja pierdolę; ale się nie przygotowałem! - krzyknął i zaczął uciekać.
Długo to nie trwało, gdyż wpadł na ścianę.
Walił w nią, krzycząc:
-Błagam, wypuście mnie!
Tymczasem Karolina skakała przed konsolą. W pewnym momencie wydało jej się, jakby słyszała jakiś wrzask.
-Tato, czy to nie pan Jakubek krzyczy? - spytała.
-Na pewno nie - odparł jej ojciec, sołtys – ale nie przejmuj się, jak pokona potwora, to na pewno da nam znać. Tańcz dalej.
-To dobrze, bo nie chce mi się teraz iść do tej chałupy! - Krzyknęła Karolina.
Za poradą ojca nie przestała podrygiwać.
Biedy pan Jakubek patrzył z przerażeniem na się zbliżającego potwora.
-Dlaczego mi to robisz? - wybełkotał.
-Niby co? - potwór odpowiedział.
Pan Jakubek teraz sobie uświadomił, że nawet nie wie, co jest zagrożeniem.
-Dlaczego wy mi to robicie? - teraz to potwór zadał pytanie.
-A co my ci takiego robimy?
-Jak to co? - potwór się zdziwił. - Cały czas przede mną uciekacie. Aż się schowałem w tej szopie. Ale tutaj też przychodzicie, żeby potem z hukiem wybiec. Czy ja was zjadam? Przecież widać, że jesteście ciężko strawni.
Pan Jakubek był w szoku.
-Skoro nie jesteś groźny, to ludzie mogliby się z tobą zaprzyjaźnić, i wtedy mógłbyś opuścić tę szopę.
-Ależ marzę o tym. - Potwór zaklaskał w ręce.
-To poinformuje wszystkich.
Pan Jakubek był z siebie dumny. Wykonał zadanie.
Marek Adam Grabowski
Warszawa 2023