Behemot zawitał do Kości Wielkich
Witch była w trakcie uprawiania joggingu.
Biegła, myśląc sobie:
-Kurdę, jędza musi zachowywać dobrą kondycję. Te biegi są zajebiste! W prawdzie nie są aż tak fajne jak joga, która nie dość, że dobrze działa na kręgosłup, to jeszcze może prowadzić to opętania, ale też są git!
W pewnym momencie zatrzymała się, żeby zrobić przysiady. Gdy wykonywała to ćwiczenie, nagle spostrzegła czarnego kota ocierającego się o jej (również) czarne adidasy.
-Sie ma kicia; ależ jesteś brzydki! - zaśmiała się.
-Ty natomiast masz niezłe nogi w tych legginsach, tylko nieco śmierdzą od potu – niespodziewanie odparł kot.
Witch cofnęła głowę z przerażenia i krzyknęła:
-O kurwa, on gada!
Potem znów przybliżyła głowę i powiedziała:
-To jest zbytnio wariackie, nawet jak na warunki Kości Wielkich!
-To co, gadać już nie wolno? - zapytał ją kot.
-Wolno, wolno; ja ci nie zabraniam, ale sam przyznasz kiciuś, że to nietypowa sytuacja! - odparła Witch .
-Eee, tam. Macie tutaj na tym zadupiu wodnika, regularne odwiedziny ufo i córkę sołtysa, która para się alchemią; a ciebie dziwi moja mowa? - bronił się.
-No, prawda, ale gadające koty to ja dotychczas widziałam tylko w „Sabrinie”. A jak ty się właściwie nazywasz?
-Na imię mam Behemot; ale wiedz, że ja nie jestem kotem. Jedynie mam kocią powłokę.
Witch spojrzała na niego rozmarzona i wymamrotała spokojnym głosem:
-Behemot; diabelskie imię niczym w „Mistrzu i Małgorzacie”; zajebiście!
Potem opuściła wzrok i znów patrząc na czworonoga, powiedziała:
-Skoro nie jesteś kotem, to kim, czy czym jesteś: demonem?
-Ani jednym, ani drugim. Nie jestem niczym, co umiałabyś nazwać – wyjaśnił, jeśli ten mętlik w ogóle można nazwać wyjaśnieniem.
Witch była coraz bardziej zaintrygowana. Zaczynała się dopytywać:
-Ale czy jesteś w Kościach Wielkich już od dawna? Skąd przybyłeś?
-Jestem z miejsca, którego nie znasz. Natomiast ja znam Kości Wielkie bardzo dobrze. Wiem np., że mieszkasz razem z tą zgrzybiałą staruchą, w leśnej chałupce.
-O rany, wiesz o babci! - Witch była w siódmym niebie. - A czy mogłabym ciebie jej pokazać; bo wiesz ja zawsze chciałem mieć czarnego kota.
-Nie ma sprawy, tylko pamiętaj, że ja nie jestem kotem. - Behemot wyraził zgodę.
Gdy weszli, Baba Jaga przywitała ich w nieuprzejmy sposób:
-Czego tu, Witch? A widzę, że jakiegoś pchlarza tutaj przyniosłaś?
-Kurwa, ta starucha jest jeszcze bardziej chamska niż mi się wydawało! - Behemot skomentował tę zgryźliwość.
Słysząc to, Baba Jaga spadła ze stołka.
Potem podniosła się i robiąc przeraźliwą minę, powiedziała:
-Psia mać, ten futrzak gada!
-To jest Behemot – wyjaśniła Witch. - Nie jest kotem, jest nie wiadomo czym.
-Dokładnie – Behemot przytaknął. - Witch mówiła, że mógłbym u was zamieszkać.
-Zamieszkać to byś mógł – Baba Jaga drapała się po głowie – ale czy byłby z ciebie jakiś pożytek?
-Mogę łapać myszy i szczury, a nawet polować na krety – Behemot zareklamował się.
-Dobre i to – powiedziała Baba Jaga – ale wiedz, że my tutaj wolimy poważniejsze rzeczy; mianowicie magię!
-To też potrafię – zaśmiał się. Spójrz do lustra.
Baba Jaga wprawdzie niechętnie, ale wykonała prośbę. Ogarnęło ją przerażenie ,kiedy zobaczyła wielką bulwę na swoim nosie.
-Kurwa, co mi zrobiłeś ty durny kocurze? - wydarła się.
Witch zaś nie mogła powstrzymać się od śmiechu:
-Super Behemot! Ale dowaliłeś Babci!
-To wcale nie jest zabawne! Odczaruj mnie! - Baba Jaga darła się.
-Ok, już jesteś zdrowa. - Behemot zlitował się.
Odratowana Baba Jaga patrząc w lustro, powiedziała:
-No, dawny nos wrócił. Niesamowite!
Po chwili dodała:
-Tę siksę też mógłbyś zaczarować.
-Odjeb się babcia – zaśmiała się Witch, ale potem już mniej zadowolona krzyknęła – O kurwa, muszę do klopa! Chyba mam sraczkę!
Po tych słowach pobiegła na kibel.
Siedziała tam kwadrans, aż wyjęknęła:
-Dobra, rozumiem, to magia! Zabierz ze mnie ten urok!
-Co Witch, nie miło sra się! - Baba Jaga trzymała się za brzuch, rycząc ze śmiechu.
-Litościwy jestem – odparł Behemot.
Witch po wyjściu z łazienki powiedziała:
-Widzę, że znasz pradawne czary; szacun! Doceniam każde zło, nawet to, którego sama jestem ofiarą.
Potem uśmiechnęła się i spytała retorycznie Jagę:
-Chyba Behemot może z nami zostać?
-No, jasne! - powiedziała stara . - Właśnie takiego partnera nam potrzeba.
Następnie oparła głowę na ramieniu i rozmarzona dodała:
-Kiedy Marek pisał premierowe opowiadanie miałam być jedyna. Teraz jest nas trójka. Ekipa rozwija się.
Marek Adam Grabowski
Warszawa 2021